KRYZYS NIE TAKI BEZNADZIEJNY
XXV Niedziela zwykła
22 września 2024 roku
I CZYTANIE: Mdr 2, 12. 17-20. II CZYTANIE: Jk 3, 16 – 4, 3. EWANGELIA: Mk 9, 30-37.
Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: "Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie". Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: "O czym to rozprawialiście w drodze?" Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: "Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich". Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: "Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał".
W swojej najnowszej książce pt. „Listy do papieża. Zachęta do szukania nowych dróg”,
ks. Tomáš Halík bardzo trafnie zauważa, że znaki czasu pojawiają się zwłaszcza w kryzysowych i przełomowych okresach przekraczania progów. Aktualnie, jako Kościół i świat, znajdujemy się w takim właśnie okresie. To czas umierania starego i narodzin nowego. W takich momentach kryzys i ból są nieuniknione. „Bólu, rzecz jasna, chętnie unikamy, a kiedy przeminie, ochoczo i łatwo o nim zapominamy” – stwierdza ten czeski prorok naszych czasów. I dodaje: „Ale to właśnie spotkanie z bólem może być momentem dojrzewania. Przez ból należy nie tylko przejść, stłumić go, ale i przemienić” (T. Halík „Listy do papieża. Zachęta do szukania nowych dróg”, Kraków 2024, s. 58).
Apostołowie w tym względzie niewiele różnili się od nas. Nie chcieli nawet słyszeć o możliwym kryzysie, porażce, bólu i cierpieniu. Nie byli także wolni, podobnie jak my, od pogańskiego sposobu widzenia Boga i Bożej Opatrzności. Taką postawę mamy ukazaną w dzisiejszym pierwszym czytaniu z Księgi Mądrości: „Jeśli człowiek uczciwy jest synem Boga – On go uratuje, ocali go od nieprzyjaciół” (por. Mdr 2,18). Wynika z tego, że w krytycznych momentach Bóg musi zareagować na krzywdę wyrządzaną jego przyjaciołom i wyzwolić ich z kryzysów, niemiłych perypetii i trudnych doświadczeń. Tymczasem – dobrze to z doświadczenia wiemy – nie zawsze tak się dzieje. Tak właśnie Boga i Jego aktywność postrzegali poganie. Tak widzieli Go Apostołowie. Tak również i nam przydarza się o Nim myśleć.
Zazwyczaj myśląc o Apostołach Jezusa, odwołujemy się do wyidealizowanego obrazu prostych i szlachetnych mężczyzn, pozostawiających swoje łodzie, by bezinteresownie pójść za Jezusem. Kłopot w tym, że jest to obraz nieprawdziwy. Zanim wydarzył się dramat Golgoty i nadeszło zaskakujące doświadczenie poranka wielkanocnego, uczniowie Jezusa rzadko kierowali się altruistycznymi pobudkami. Niemal na każdej stronicy Ewangelii przywołuje się obrazy zainteresowania uczniów odpłatą za ich trud i poświęcenie. Szczególnie Piotra intrygowało, co otrzyma w zamian za przyjęcie roli lidera wspólnoty. Dopiero Golgota, Zmartwychwstanie i Zesłanie Ducha Świętego wywrócą ten porządek ludzkich ambicji. Dopiero kryzys, doświadczenie porażki, ból i cierpienie sprawiają, że Apostołowie dojrzewają. Choć byli przyjaciółmi Boga, nie sprawił On, że uniknęli trudnych doświadczeń. Był jednak z nimi w tych doświadczeniach i pozwolił im przez nie przejść tak, że do dzisiaj wszyscy pełnymi garściami czerpiemy z nich duchowe bogactwo chrześcijaństwa.
Podobnie może być z kryzysami, które przeżywamy w świecie, Kościele i naszym życiu osobistym. Wszystko zależy od tego, na ile pozwolimy Bogu, by nam towarzyszył; na ile będziemy starali się rozeznać to, co chce nam powiedzieć i odczytać jaką drogę nam wskazuje; na ile będziemy w stanie w to uwierzyć, zaryzykować i za tym, co On nam wskazuje pójść. To dlatego Jezus stawia dzisiaj przed nami dziecko. Jest ono symbolem. Symbolem Boga, który dla człowieka stał się bezbronnym Bogiem. To dziecko jest też symbolem naszej bezradności wobec świata i naszej bezradności wobec tych, którzy mają nad nami władzę, a którzy zapominają, że w Kościele zwycięstwo nad drugim zawsze kończy się klęską wszystkich.
Doświadczenie kryzysu, obumarcia, przejście przez Golgotę przeżyte z Bogiem, prowadzi do zmartwychwstania, do odrodzenia (się) na nowo. Macie takie doświadczenie? Wierzycie w to? Macie taką wiarę? Wiarę w to, że Bóg nie tyle uchroni od bólu swoich przyjaciół, ale pomoże im przez cierpienie i śmierć przejść? Wiarę w to, jak śpiewamy w dzisiejszym psalmie, że „Bóg podtrzymuje całe nasze życie”? Taka wiara rodzi nadzieję. Nadzieję, która nie jest optymizmem, iluzją, że wszystko dobrze się skończy, ale siłą wierności i wytrwałości w czasie prób.