ROZKMINIĆ MIŁOŚĆ BOGA
IV Niedziela Wielkiego Postu
10 marca 2023 roku
I CZYTANIE: 2 Krn 36,14-16.19-23. II CZYTANIE: Ef 2,4-10. EWANGELIA: J 3,14-21.
Jezus powiedział do Nikodema: „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu”.
Ponieważ w ten weekend w naszej parafii gościmy wychowanka śp. ks. Jana Kaczkowskiego – Patryka Galewskiego, o pomoc w przygotowaniu dzisiejszego rozważania zwróciłem się właśnie do ks. Jana. Johnny – chcąc nie chcąc – jest przecież jakoś szczególnie pośród nas w tym czasie obecny. Nie może go więc zabraknąć również w komentarzu do dzisiejszego Słowa.
Centrum dzisiejszej Ewangelii, i generalnie całego nauczania Pana Jezusa, jest doskonale nam znane przesłanie: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. Problem w tym, że dziś dla wielu to przesłanie o Bożej miłości zdaje się być oderwane od życia. Codziennie poruszamy się przecież wśród ludzi, dla których to zdanie może znaczyć tyle samo co obietnica, że jutro wygram kumulację Dużego Lotka. Wielu też, widząc ludzkie cierpienie, ból, tragedie i wojny, nie traktuje tego przesłania o Bożej miłości poważnie, odkładając je między bajki.
Myślę, że w dużej mierze jest to owoc błędnej teologii, „cierpiętniczego” kaznodziejstwa i wielowiekowej apoteozy cierpienia. Grzech, cierpienie, znój, krwawica codziennego życia to wciąż jeszcze jedne z głównych tematów kościelnego przepowiadania. Mamy być smutni, utrudzeni, zmęczeni życiem i przygarbieni, bo takich Bóg nas najbardziej kocha. Znany i lubiany nasz tegoroczny rekolekcjonista – ks. Andrzej Draguła – napisał w piątek na swoim facebookowym profilu: „Wróciłem z Drogi Krzyżowej. Wciąż to samo. Zero nadziei. Nic. Człowiek z tego grzechu nigdy nie wylezie. No właśnie, bo sam ma wyleźć. «Dopóki nie porzucisz grzechu, nie poczujesz obecności Jezusa», tak to dziś leciało. Ano nie wylezę. I w grzechu umrę. Wciąż ten porządek pedagogiczny zamiast soteriologicznego. A ma być przecież odwrotnie. Jeśli doświadczę obecności Jezusa, to jest nadzieja, że z Jego pomocą przestanę być niewolnikiem grzechu. Nie inaczej. W tym kierunku. Nigdy odwrotnie. Gdyby tak jakiś niewierzący wszedł na chwilę na tę drogę krzyżową, to by uciekał stąd jak najszybciej. Bo po co komu taka religia?”. No właśnie – po co?
„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. Powie ks. Jan Kaczkowski w jednym z wywiadów: „Z całą pewnością Bóg nie traktuje człowieka w przedmiotowy sposób. Jemu nasze cierpienie nie jest potrzebne, więcej – ono Go boli”. (..) Skoro więc Bóg jest tak niewyobrażalnie blisko człowieka, absurdem jest obwinianie Go za zło, które spotyka nas czy świat. Radykalizm tej bliskości Boga w stosunku do każdego z nas polega na tym, że to nie my mamy łączyć własne cierpienie z cierpieniem konającego na krzyżu Chrystusa – to On przez tę właśnie bliskość uczestniczy w naszym cierpieniu” (Rozmowa ukazała się w kwartalniku „Więź” nr 2/2014).
Dzisiaj nie wystarczy przypominać ludziom o Bożej miłości do świata, aby zwrócili się ku Bogu. Z łatwością fechtujemy wytrychami i kalamburami słownymi jak „życie wieczne”, „grzech”, „uświęcenie”, „przebóstwienie”. Świat, do którego idziemy z przesłaniem Dobrej Nowiny wzrusza ramionami: „Jakie życie wieczne?! Jakie zmartwychwstanie i inne mrzonki?! Niech każdy stara się żyć najlepiej, jak tylko potrafi, a to już wystarczy za całe zbawienie – mówią dzisiaj ludzie. Dla współczesnego człowieka, jeśli istnieje już jakieś zbawienie, to pochodzi ono z tego, że zbawiamy się sami.
Co więc mamy robić? Dobrze pokazał nam to Johnny – ks. Jan Kaczkowski. Mamy tak żyć, by inni widzieli, że moc do życia czerpiemy z Bożej miłości. Mamy tak żyć, by ludzie dostrzegali objawiającą się w naszym życiu Jego miłość. Mam żyć po chrześcijańsku, pamiętając, że także my zostaliśmy posłani do świata nie po to, aby go potępiać i z nim walczyć, ale pomagać człowiekowi, na ile potrafimy, w ponownym odkryciu Boga. Reszta jest darem. Bożym darem.